czwartek, 20 października 2016

1

Maria
    Gdzie jest ta miłość? Gdzie podziała się w chwilach zwątpienia, bezradności, kiedy najbardziej była potrzebna? Od dziecka wpaja się nam, że miłość, którą okazujemy ludziom zawsze do nas wróci. W moim przypadku, wzięłam to do serca aż za bardzo dosłownie. Byłam młoda i głupia, nie znałam życia i nie panowałam nad własnymi uczuciami. Jako dzieci mieszkaliśmy w trójkę na jednym z wielu osiedli w Pampelunie. Byliśmy zwykłymi dzieciakami nie wyróżniającymi się z tłumu. Graliśmy razem w piłkę, dzieliliśmy się słodyczami, rysowaliśmy kredami po chodnikach. Rodzice mówili, ze jesteśmy jak trzej muszkieterowie. Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego. Ale...byliśmy wtedy tylko beztroskimi dziećmi, w ogóle nie zawracaliśmy sobie głowy czymś tak głupim jak miłość. Wszystko się zaczęło, kiedy skończyłam osiemnaście lat. Mieliście wtedy z Timem ledwo po dwadzieścia jeden. Nie raz słuchałam waszych długich wywodów ciałach koleżanek ze studiów. Obaj traktowaliście mnie wtedy jak prawdziwą przyjaciółkę, praktycznie młodszą siostrę...ale stawałam się wtedy kobietą. I oboje to zauważyliście. 
    Zakochałam się w Tobie podczas ferii zimowych, które nasze rodziny spędziły wspólnie w austriackich alpach. Zatrułam się podejrzanie wyglądającym śniadaniem i nie mogłam iść na narty. Zostałeś ze mną, parzyłeś moją ulubioną herbatę z imbirem i pomarańczą, graliśmy w scrabble i monopoly. Kiedy powiedziałam, że się nudzę wziąłeś gitarę mojego ojca i spoglądając mi głęboko w oczy zacząłeś grać i śpiewać piosenkę Cher, która od tamtej pory jest moją ukochaną. Nie wiem dokładnie co sprawiło, że straciłam dla Ciebie głowę. Po prostu - stało się i nic nie mogłam na to poradzić. Chłopak, który przez dwadzieścia lat był dla mnie jak starszy brat stał się miłością mojego życia. Śpiewałeś tą piosenkę z taką pasją, iskrą w oczach, serce biło mi wtedy jak oszalałe. Sprawiłeś, że przeszły mnie ciarki po całym ciele i poczułam uścisk w dołku. Marzyłam tylko o tym, by móc się do ciebie przytulić. Nigdy nie wierzyłam w taką miłość jaką serwują nam autorzy licznych melodramatów i romansideł dla kobiet. Spoglądając na Ciebie wcześniej nic nie czułam, ale wystarczył jeden moment by to wszystko diametralnie się zmieniło. Do końca życia nie zapomnę tamtej pięknej chwili i tego, że wtedy zawładnąłeś moim sercem.
    Po przyjeździe starałam się zachowywać normalnie, nie rozumiałam do końca swoich uczuć i tego co się ze mną dzieje. Za każdym razem, gdy się widywaliśmy moje serce...myślałam, że wyskoczy mi z piersi. Dokładnie czternastego lutego, w walentynki Tim wyciągnął mnie z mieszkania i zabrał na spacer. W ogóle nie spodziewałam się tego co stało się później. Usiedliśmy na ławce i powiedział TO. Powiedział, że mnie kocha, że z każdym dniem zakochuje się we mnie coraz bardziej i już nie może ukrywać swoich uczuć. Zatkało mnie, nie wiedziałam co powiedzieć. Było to dla mnie równie dużym szokiem co moje uczucia do Ciebie. Tim siedział obok mnie jak na szpilkach, a ja, głupia nastolatka, która nie wiedziała czego chce spoglądałam na drzewo przed sobą. Kompletnie nie wiedziałam co zrobić i co powiedzieć. Spojrzałam mu w oczy, zatkało mnie jeszcze bardziej. Tim widział moje zakłopotanie i spuścił głowę, po czym szepnął ciche ,,przepraszam". Wstał i ruszył przed siebie. Serce mi pękało widząc mojego przyjaciela z dzieciństwa w taki stanie. Niewiele myśląc wstałam i pobiegłam za nim. Zrobiłam wtedy najgłupszą rzecz, jaka przyszła mi do głowy. Powiedziałam, że też go kocham. Dlaczego to zrobiłam? Nie mam pojęcia. Może dlatego, że cały czas marzyłam, żeby usłyszeć te słowa z Twoich ust. Albo dlatego, że zrobiło mi się go szkoda. Albo stwierdziłam, że koro ty nie odwzajemniasz moich uczuć to z czasem pokocham Tima tak, jak Ciebie. Nie wiem co sobie wtedy pomyślałam, ale nie chcę się usprawiedliwiać. Byłam młoda, głupia i zabawiłam się uczuciami wszystkich. Pożałowałam tego.
    Wróciłam zmieszana do domu i zaczęłam się zastanawiać dlaczego to zrobiłam. Nie wiedziałam co powinnam czuć, jak się zachować, nie byłam gotowa na nic poważnego, ale nie chciałam skrzywdzić Tima. W ciągu sekundy wplątałam się w coś, z czego już nie było wyjścia. Otworzyłam drzwi do klatki i zamyślona powędrowałam schodami na trzecie piętro. Stanęłam jak wryta kiedy zobaczyłam Ciebie siedzącego na schodach obok drwi do mojego mieszkania.
- Co tutaj robisz, Fer? - zapytałam zdezorientowana stając przed Tobą.
- Musimy pogadać. - usłyszałam. Kiwnęłam tylko głową i otworzyłam drzwi do pustego mieszkania ponieważ rodzice byli w pracy. Usiedliśmy na łóżku w moim pokoju i zacząłeś swój monolog. Powiedziałeś, że coś do mnie czujesz, ale do końca nie wiesz co, że nie chcesz psuć naszej wieloletniej przyjaźni, ale teraz nie masz już nic do stracenia. Powiedziałeś, że wyjeżdżasz do Bilbao, przeprowadzasz się, zmieniasz klub. Musiałeś mi powiedzieć o swoich uczuciach, bo nigdy byś sobie tego nie wybaczył. Nie wybaczyłbyś sobie, że trzymałeś to tylko dla siebie. Czułam, że pierwsze łzy zaczynają mi spływać po policzkach. Z każdym kolejny słowem sprawiałeś, że moje serce rozpadało się na coraz mniejsze kawałeczki.
- Przepraszam, że ci to mówię. Nie chciałbym żeby to między nami coś zmieniło, dalej chcę mieć w tobie przyjaciółkę. Po prostu...nie wybaczyłbym sobie gdybym przed wyjazdem ci tego nie powiedział. - oznajmiłeś na koniec wstając z łóżka. Złapałam Twoją rękę i poprosiłam, żebyś znów usiadł. Powiedziałam wtedy, ze odwzajemniam Twoje uczucia. Tak delikatnie, ale pięknie się do mnie uśmiechnąłeś. Kiedy o tym myślę teraz po tylu latach, nie mogę uwierzyć jacy byliśmy naiwni i niedojrzali. Powoli się do mnie zbliżyłeś i spojrzałeś głęboko w oczy.
- Pozwól mi cię pocałować, chociaż ten jeden raz. Na pożegnanie... - szepnąłeś ścierając kciukiem łzę z mojego policzka. Po chwili kiwnęłam głową, nie byłam w stanie racjonalnie myśleć. Serce łomotało w mojej piersi niczym młot pneumatyczny. Miałam mętlik w głowie, myślałam, że zaraz zemdleję. Twoje usta były coraz bliżej moich, czułam na sobie Twój oddech. Czułam mrowienie na policzku w miejscu gdzie trzymałeś dłoń. W końcu nasze usta się złączyły. Całe moje ciało przeszedł przyjemny dreszcz.
- Kocham cię. - odsunąłeś się tylko na chwile by wypowiedzieć te dwa piękne słowa. Zaczęliśmy się namiętnie całować, coraz bardziej zachłannie. W Twoich ramionach czułam się bezpieczne, zapomniałam o całym otaczającym mnie świecie.
    Klęczeliśmy na łóżku. Moje dłonie błądziły po Twojej klatce piersiowej szukając drobnych guzików koszuli. Nie mogłam złapać oddechu, było mi potwornie gorąco. Ściągnąłeś moją bluzkę i pomogłeś z rozpinaniem koszuli. Cały czas czułam Twoje gorące pocałunki. Kiedy już leżeliśmy na łóżku na chwile zaprzestałeś pieszczot. Spojrzałeś na mnie wymownym wzrokiem - wiedziałam o co Ci chodzi. Wtedy byłam pewna i gotowa. Mimo, że nie żałuje tego co się stało, uważam, że byłam jeszcze za młoda. Do dziś pamiętam Twoje rozgrzane ciało przylegające do mojego. Wcześniej nie zastanawiałam się jak to będzie, może to i dobrze. Nie byłam spięta, nie czułam przy Tobie dyskomfortu. Kiedy powoli we mnie wchodziłeś przytulałam się do Ciebie chcąc, by ta chwila trwała wiecznie. Byłeś delikatny, poruszałeś się powoli by nie sprawić mi bólu. Czule całowałeś moje usta, szyje i piersi. Podziwiałam Twoją przystojną twarz i wysportowane ciało. Zauważyłam nawet małe kropelki potu na twoim czole. Kiedy zacząłeś poruszać się szybciej czułam przyjemne ciepło i pulsowanie w podbrzuszu. Nie podziewałam się, że może być aż tak przyjemnie. Ciche pojękiwania, westchnienia, pocałunki. Twój gorący język powoli wślizgujący się między moje chętne wargi. W pewnym momencie całe moje ciało przeszyła fala gorąca, czułam pulsowanie i uścisk tam na dole. Cicho jęknąłeś i zagryzłeś zęby. Podniosłeś się na rękach i zacząłeś się poruszać jeszcze szybciej. Nie mogłam złapać oddechu, przed oczami zaczęły mi się pojawiać mroczki. Wbiłam paznokcie w Twoje ramię i odchyliłam głowę. Nie wiedziałam co się właśnie dzieje. Ciepło połączone z pulsowaniem w podbrzuszu rozeszło się ponownie po całym moim ciele, tylko tym razem bardziej intensywnie. Zdrętwiałeś i położyłeś głowę na moich piersiach ciężko oddychając. Słowa które wypowiedziałeś po chwili zostały w moim sercu: ,,Wrócę do Ciebie". Czekałam na Ciebie tak długo, aż straciłam nadzieję.
    Cały dzień spędziliśmy razem. Dopiero następnego ranka, kiedy machałam Ci na pożegnanie ze łzami spływającymi po policzkach przypomniałam sobie o wyznaniu Tima. Na początku chciałam mu o nas powiedzieć, przeprosić go za to, co powiedziałam, ale wiedziałam, że i tak go stracę. Stracę najlepszego przyjaciela. Nie było dobrego wyjścia z tak beznadziejnej sytuacji, na którą sama sobie zapracowałam. Doigrałam się. Tim dzwonił do mnie, pisał, ale ja nie umiałam mu odpisać chociażby na głupiego sms. Czekałam tylko aż w końcu się odezwiesz ale nie zrobiłeś tego. Oprócz krótkiej wiadomości która brzmiała: ,,Jestem na miejscu, zadzwonię po pierwszym treningu" nie dostałam od Ciebie żadnej innej informacji. Również pisałam, dzwoniłam - nie reagowałeś. Z czasem niepokój i smutek przerodził się w nienawiść. Wykorzystałeś mnie i zostawiłeś. Zaczęłam wracać do normalnego życia, chciałabym powiedzieć że o Tobie zapomniałam, ale tak wcale nie było. Odwiedzałeś mnie codziennie w nocy, w moich snach. Nienawidziłam Cię i kochałam jednocześnie.
   Zaczęłam regularnie spotykać się z Timem. Potrafił mnie rozśmieszyć, był czuły i każdy gołym okiem widział, że mnie kocha. Byłam z nim szczęśliwa. Rodzice mówili, że od początku wiedzieli, że będziemy razem. Rodzina Tima po dwóch latach zaczęła wypytywać się o ślub i dzieci, a moja mówiła, ze jesteśmy młodzi, mamy czas i najlepiej będzie jak nacieszymy się życiem. Mijały miesiące, lata, a Ty ani razu się nie odezwałeś. Mimo tylu lat spędzonych wspólnie po prostu zniknąłeś z naszego życia.
    Po pięciu spokojnych i beztroskich latach związku Tim postanowił mi się oświadczyć. Znajomi mówili o nas - ,,para idealna", ale ja czułam się coraz gorzej. Przez te lata nie powiedziałam Timowi o nas, o tym co zaszło w walentynki. Powiedziałam mu, że chcę czekać do ślubu. Prawda była jednak inna. Mimo, że go kochałam za to, jakim był człowiekiem, nie potrafiłam spojrzeć na niego tak, jak kiedyś na Ciebie. Tak, był atrakcyjnym mężczyzną, ale będąc z nim bliżej czułam, że zdradzam nie tylko Ciebie, ale też samą siebie. Mimo tego wszystkiego, co zrobiłeś, mimo, że odciąłeś się od nas czułam, że jestem tylko twoja.
   Po sześciu latach wzięliśmy ślub. To właśnie tego dnia, w walentynki, sześć lat po naszym pożegnaniu stanęłam na ślubnym kobiercu z Timem. Ceremonia była piękna, goście się nami zachwycali, a ja...czułam się jak oszustka. Rozważałam zerwanie zaręczyn i wyprowadzkę, ale po każdej takiej myśli odzywał się rozum i podpowiadał, że Ty już o mnie nie pamiętasz, a z Timem mogę być szczęśliwa, przeżyć wiele wspaniałych lat. Tak też uczyniłam.
    Tego dnia zaczęło się moje piekło.

Od autorki: Hej kochane! Bardzo dziękuję za komentarze pod prologiem. Przypominam, że historia jest inspirowana prawdziwymi wydarzeniami, które jakiś czas temu miały miejsce w moim mieście. Oczywiście niektóre rzeczy będą/są moją wyobraźnią. Mam nadzieję, że pierwszy rozdział Wam się podoba, bo ja jestem z niego naprawdę zadowolona. Pozdrawiam i do napisania, Laurel!